Korzystanie z GUI jest łatwe. Proste na tyle, że korzystać z komputera, bez doświadczenia może praktycznie każdy. Współczesne w pełni wizualne systemy operacyjne są intuicyjne w użytkowaniu, korzystają z genialnych koncepcji wdrażanych latami, by uczynić pracę wygodniejszą.

Pomysł graficznej nakładki na system operacyjny komputera okazał się rewolucyjny. Dla przeciętnego użytkownika praca z procesami, zadaniami, aplikacjami bez klikania w ikonki jest czymś niezrozumiałym. Oczywistym jednak dla segmentu specjalistów, którzy operująca bliżej hardware’u, znają po części serca maszyn, muszą umieć wnikać w ich techniczne detale. Choć wszystkim praca z graficznym interfejsem wydaje się łatwiejsza, nie zawsze wiążę się ona z szybkością i wydajnością. Znając parametry maszyny można bardziej efektywnie pracować używając tekstowym komend, które z czasem mogą przybierać pogrupowane postać makr, funkcji, skryptów.

Dla osób nie zajmujących się wdrożeniami aplikacji, sieciami czy mikroklerami jest to kompletnie bez znaczenia. Popularność Windowsa wynika m.in ze stabilności graficznego interfejsu użytkownika. System z jednolitym wyglądem, pomysłami obsługi zadań które nie zmieniły się od lat, kompletem stałych wbudowanych aplikacji jest porządany w miejcach gdzie nie potrzeba wąskiej klasy specjalistów a wystarczy bazowa znajomość aplikacji biurowych. Mam tu na myśli nie tylko pakiet Office, ale również tak popularny esplorator plików, kosz, przeglądarkę WWW, kalkulator czy zestaw narzędzi ukryty w słynnym panelu sterowania. To bardzo oczywiste rzeczy ale przecież nie tak łatwo z nich skorzystać mając do dyspozycji tylko PowerShell !

Nie da się moim zdaniem wykazać wyższości Windowsa nad Linuxem i odwrotnie. Wszystko to kwestia zastosowań w codziennej pracy. Zwyczajowo Linux uważany jest za system bardziej profesjonalny, tylko dla geeków, takich co radzą sobie z linią komend, co jest dużym nieporozumieniem, gdyż obecnie dziesiątki, a nawet setki dystrybucji nadają się dla ludzi o elementarnej wiedzy o komputerach. Długo nie mogłem pojąć czemu biurowy Linux ma się nijak do popularności Windowsa – pomijając być może istotne fakty…

Linux to system w pełni niezależny, konfigurowalny. Składający się z warstw, które nie przylegają do siebie nierozerwalnie. Tak więc mamy jądro, powłokę systemu: tekstową i graficzną, aplikacje. Istnieje bardzo wiele wyglądów dla Linuxa, podzielonych na pakiety i stanowiących odrębne zestawy m. in. KDE, MATE, GNOME, Cinnamon. Bardzo fajna jest możliwość skomponowania własnej dystrybucji tak jakbyśmy robili remont mieszkania: poprzez wybór: środowiska graficznego, menadżera okien, zestawów ikon, wyglądu terminala, rodzajów animacji. Gdy dodamy do tego setki darmowych zestawów aplikacji wyjdzie spora ilość permutacji – niestety w tym część sprawiąjach problemy kompatybilności. Nie do przeskoczenia dla laika. Duża elastyczność to też duży problem, więcej zabawy to też więcej czasu poświęconego na łatanie popsutych funkcjonalności. To już jest kłopot.

Na pierwszy rzut oka aplikacje działające w środowisku Windows wydają się mniej rozchwiane, bardziej stabilne niż te w otoczeniu Linuxa ale tego nie umiem jednoznacznie ocenić, być może to mój subiektywizm spodowany pierwszych rzeczy uczyłem się właśnie na produktach Microsoftu. Obecną nakładkę graficzną Windows 11 uważam na najlepszy GUI w wydaniu firmy – czerpie ona z najlepszych pomysłów środowisk graficznych dystrybucji spod znaku Pingwina jak i jabłuszka, uzupełniając to bezawaryjnością i stabilnością: nic się nie wiesza nic nie znika, nie miga, nie robi się czarne. Pasuje idealnie, w Windowsie jednak nie da wszystkiego tak fajnie wymienić – zero frajdy, bo czasem lubimy poczuć się bogami i coś popsuć. Prawda doktorze Frankenstein?